Z życia parafii

   

20 - 21 maja 2006

Wycieczka Kraków - Zakopane 2006

W dniach 20 - 21 maja 2006 roku odbyła się wycieczka do Krakowa i Zakopanego. Wzięła w niej udział cała służba liturgiczna naszej parafii, ministranci, schola oraz Dzieci Maryi i Oaza oraz opiekunowie: s. Barbara Zegar p. Bernadetta Białas, p. Elżbieta Krukar, p. Iwona i Tadeusz Śliwkowie oraz organizator i kierownik wycieczki, nasz katecheta - ks. Janusz Łuc. Wykazali się niespotykaną cierpliwością i wyrozumiałością, za co serdecznie im dziękujemy.

[Więcej zdjęć]

20 maja o świcie wyjechaliśmy z Rymanowa Zdroju. Jako że nasza grupa była niezwykle zdyscyplinowana, wszyscy, w stu procentach, punktualnie stawili się na poranną zbiórkę w umówionych miejscach. Około godziny 9:30 byliśmy już w Krakowie. Najpierw odwiedziliśmy kościół na Skałce, gdzie w XI wieku poniósł śmierć męczeńską biskup Stanisław. Następnie zeszliśmy do krypty, w której spoczywają m. in.: Stanisław Wyspiański i Czesław Miłosz.

Później zostaliśmy podzieleni na grupy i wraz ze swoimi opiekunami udaliśmy się do Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od sali pierwszej, gdzie znajduje się interaktywna wystawa "Zabawy z nauką", która przeznaczona jest głównie dla dzieci i młodzieży szkolnej. Składa się z 40 stanowisk z modelami, na których każdy może samodzielnie wykonać proste doświadczenie, bawiąc się i ucząc jednocześnie. Wujek Tadzio Śliwka był zaskoczony swoją niezwykłą siłą, gdy zawisnął na końcu dźwigni i nawet cztery osoby po drugiej stronie nie były w stanie go przeważyć. Cóż za mocarz! Siostra Barbara, zwykle nad podziw energiczna, niemal osłupiała w bezruchu, gdy zapaliły się wszystkie lampki świadczące o ilości energii, którą wyprodukowała, kręcąc na rowerze. Ona to ma zdrowie! W drugiej sali obejrzeliśmy eksponaty zabytkowych, tudzież rzadko spotykanych dzisiaj pojazdów. Dla wielu (przede wszystkim dziewcząt) stały się jedynie tłem do wspaniałej sesji zdjęciowej.

Około południa weszliśmy do krakowskiej Plazy. Niektórzy uczestnicy wycieczki zwiedzali sklepy odzieżowe, inni objadali się lodami lub przesiadywali w salonach gier. Nad wszystkim czuwała siostra Barbara. Siedziała po turecku w drzwiach, strzegąc wyjścia tak, że nawet mysz nie miała prawa się tamtędy wydostać. W kinie IMAX oglądnęliśmy film trójwymiarowy pt. „Życie oceanów”. Niesamowita sprawa, tego się nie da opisać. Zachęcamy wszystkich, którzy jeszcze tego nie doświadczyli.

Około godziny 15:00 wzięliśmy udział w Eucharystii w krakowskich Łagiewnikach. Po Mszy udaliśmy się na osobistą adorację Najświętszego Sakramentu. Odwiedziliśmy także pobliski klasztor, w którym mieszkała, pracowała i zmarła św. siostra Faustyna Kowalska. Panorama z wieży widokowej przysporzyła wielu atrakcji.

Wieczorem przybyliśmy do Zakopanego na nocleg. Zjedliśmy tam ciepłą kolację (żurek siostry Krystyny). Mimo zmęczenia trudami całego dnia zaproponowaliśmy jeszcze dyskotekę.

Następny dzień rozpoczęliśmy Mszą świętą o godzinie 8:00, w pobliskim kościółku, w miejscowości Murzasichle. Przed południem wyruszyliśmy na Łysą Polanę. To był początek naszej pieszej trasy na Morskie Oko. Nawet chłód od ośnieżonych jarów i turni nie przeszkadzał nam w podziwianiu tych niezwykle pięknych wysokogórskich krajobrazów.

Zakończeniem był spacer po „Krupówkach”. W związku z tym, że kasy było już niewiele, a oferta zakopiańskich pamiątek była mało ambitna i nieciekawa, zakupy na „Krupówkach” ograniczyły się do lodów.

W drodze powrotnej odwiedziliśmy Centrum Ruchu Światło - Życie, zwane Kopią Górką, w Krościenku nad Dunajcem.

Na trasie między Krościenkiem, a Rymanowem Zdrojem podjęliśmy modlitwę różańcową, w której dziękowaliśmy Bogu za dobrze spędzony czas tej wycieczki i prosiliśmy o szczęśliwy powrót do domu. Radośnie wykonane piosenki ukołysały do snu najbardziej energicznych poszukiwaczy przygód nocnych.


 maj 2006  Poznajemy okolice Rymanowa Zdroju

Pewnego, majowego poranka wybraliśmy się na wyprawę pieszą do Rudawki Rymanowskiej. W skład ekipy wchodzili ministranci, oaza oraz nasz opiekun – ksiądz Janusz. Łącznie około 18 osób. Wszyscy wyposażeni w plecaki i doskonałe humory ruszyliśmy, aby zdobyć to urocze miejsce. Najpierw zatrzymaliśmy się przy sklepie Centrum, gdzie została zakupiona kiełbasa na ognisko (Była to niemalże główna atrakcja naszej wycieczki… żartuję!). Następnie podążyliśmy w kierunku Wołtuszowej. Tam zaczęła się nieznacznie psuć pogoda, lecz my, nie zrażając się, kroczyliśmy dalej. Zrzedły nam nieco miny na widok stromej górki, mimo to wszyscy bohatersko wdrapali się na szczyt. Dotarliśmy do miejsca, na którym kiedyś stała cerkiew, a obok cmentarz. Choć nasz opiekun nie chciał zgodzić się na odpoczynek, to i tak już niebawem dwa wielkie pnie drzew uginały się pod naszym ciężarem. Zaraz każdy wypakował swój prowiant, wyglądało to tak, jakbyśmy trzy dni nie jedli. W takim gronie i miejscu smakowało nam jak nigdy dotąd. Pogoda nie dawała za wygraną i deszcz zaczął padać coraz mocniej. Mimo tego ruszyliśmy dalej. Jedyną rzeczą, która prześladowała wszystkich był aparat fotograficzny naszego opiekuna. Trzeba było mieć się na baczności, aby nie zostać podstępnie sfotografowanym. Nie było to takie proste i w końcu padliśmy ofiarą tego nieznośnego urządzenia.

Im dalej szliśmy, tym piękniejsze dostrzegaliśmy pejzaże. Znajdowaliśmy się dosyć wysoko, więc widok był naprawdę imponujący! Dotarliśmy w końcu do rwącej rzeczki, przy której postanowiliśmy zrobić grupowe zdjęcie. Usiedliśmy na kamieniach i czekaliśmy aż Michał przygotuje się do roli fotografa i oswoi się z tą myślą. Było to trudne zadanie, bo musiał wejść na śliskie kamienie, aby uwiecznić nas na tle rzeki. W pewnym momencie potknął się i niefortunnie wpadł do wody. Wypadek ten uczciliśmy chwilą ciszy, a następnie ryknęliśmy śmiechem. Na szczęście ksiądz zdołał wyłowić Michała i ucierpiał tylko aparat.

Wyszliśmy po wielu trudach i zmaganiach na drogę asfaltową. Odpoczęliśmy chwilkę i ruszyliśmy dalej, mijając Wisłoczek. Wówczas zdarzył się kolejny incydent. Paweł, który opiekował się piłką, wpadł po kolano w błoto. Dotarliśmy na stary cmentarz łemkowski, gdzie zmówiliśmy modlitwę za zmarłych.

Każdy był już trochę zmęczony, dlatego z ochotą rozlokowaliśmy się na polance. Tam mieliśmy spędzić więcej czasu. Zaczęło świecić słońce. Rozpaliliśmy ognisko i jedliśmy kiełbaski. Następnie graliśmy w piłkę nożną i śledzia (nigdy nie pogodzę się z regułami tej gry!). Wracaliśmy zadowoleni, ale siły zaczęły nas opuszczać. Mimo tego było nadal bardzo sympatycznie. Nie wiadomo, dlaczego zawsze droga powrotna wydaje się krótsza. Po całym dniu wędrówki dotarliśmy do domu. Bardzo trudno by było tę cudowną wyprawę wymazać z pamięci…nawet najlepszą gumką!

Wnioski wyniesione z wędrówki:

  1. Michał raczej nie zostanie fotografem.
  2. Trzeba zawsze mieć gwarancję na aparat.
  3. Okolice Rymanowa są naprawdę urzekające.

[Więcej zdjęć]

 

  [Poprzednia strona  - Archiwum]