Z życia parafii |
||
|
|
Ognisko |
Palenie ogniska to szczególna impreza, dzięki której jednoczymy się ze sobą. Poszło już z dymem trochę drzewa z naszego lasu, a blask bijący od ogniska i ciepło, które nas przenika, dawało nam szczególne uczucie pokoju i bezpieczeństwa. Siedząc wokół ogniska, tworzymy krąg ludzi, którzy patrzą w jednym kierunku, których oświeca jeden blask. Rytuałem i szlagierem naszych ognisk stała się piosenka pt. „Dym jałowca”, którą chętnie wykonujemy.
Siostrze Barbarze i księdzu Januszowi dziękujemy za zorganizowanie dwu szczególnych imprez przy ognisku tj. na rozpoczęcie i zakończenie wakacji. W galerii przedstawiamy kilka zdjęć. Ukazują skromny wycinek atmosfery, która między nami panowała. Na ogniskach gościliśmy także animatorów z naszych rekolekcji wakacyjnych. Wraz z nimi miło wspominaliśmy przeżyte chwile, śpiewaliśmy piosenki. Jednoczył nas także suto zastawiony stół. |
|
Udział w rekolekcjach wakacyjnych | |
Rekolekcje wakacyjne, zwane także przeżyciowymi, to najważniejszy element formacyjny w Ruchu Światło – Życie. Trudno jest o wszystkim opowiedzieć, co dzieje się podczas nich i jak tam jest. Dlatego przedstawimy kilka świadectw uczestników. W przyszłości zachęcamy naszych rówieśników do dzielenia z nami tych przeżyć i radości. Prezentujemy kilka zdjęć dokumentujących nasze przeżycia. Świadectwa Te wakacje były dla mnie wyjątkowe… Nie dlatego, że kupiłam sobie nową komórkę, byłam za granicą czy spotkałam Maćka Zakościelnego, ale dlatego, że spędziłam je na oazie w Heluszu. Przekonałam się, że niekoniecznie trzeba jechać do Paryża, żeby wakacje były udane, ale wystarczy spędzić je bliżej Jezusa. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym, żeby pojechać na rekolekcje, było to po prostu dla mnie śmieszne, zupełnie się w tym nie widziałam, myślałam, że to zupełnie nie mój świat, ludzie tam są zupełnie inni. Było mi naprawdę ciężko…tym bardziej, że pierwszy raz byłam na oazie i nie mogłam się przystosować do zasad tam panujących. Pierwsze 3 dni były dla mnie straszne, codziennie płakałam, czułam się jak na innej planecie, wśród obcych ludzi…ja sama. W czwartym dniu pierwszy raz poczułam, że może jednak ta oaza ma sens, że to Pan Jezus mnie tu sprowadził w jakimś konkretnym celu, tylko to ja muszę ten cel odnaleźć. Nigdy wcześniej nie czułam takiej radości. Od tego dnia także płakałam, co noc, ale już nie ze strachu i smutku – były to łzy szczęścia. Nie wiedziałam, że są jeszcze na świecie tak cudowni ludzie, a szczególnie animatorzy, którzy nie zawsze potrafili mi pomóc, ale wystarczyło, że mnie wysłuchali. Często miewałam chwile zwątpienia, miałam taki mały dołek, ale wystarczyło, że, przechodząc korytarzem, ktoś się do mnie uśmiechnął i zapominałam o smutku. Uświadomiłam sobie, że moje życie dawniej było szare, szukałam szczęścia w nowych ubraniach (w których nie wyglądałam przyzwoicie), w nowym makijażu, w kosmetykach, ale czegoś mi brakowało… Poza tym wiadomo, że nie zawsze mogłam to mieć. Nie zdawałam sobie sprawy, że moje szczęście jest tak blisko, na dodatek nigdy mi go nie braknie, jest nim Pan Jezus, który zawsze mi pomoże i któremu zawsze mogę się wyżalić. W tym wszystkim pomogli mi animatorzy, bez których nie dałabym rady i oczywiście ksiądz, bo właśnie dzięki niemu się tam znalazłam. To były najdłuższe i najtrudniejsze 17 dni w moim życiu, ale zarazem najpiękniejsze. Zdecydowałam się również na podpisanie krucjaty. Było mi ciężko podjąć tę decyzję. Nie dlatego, że mam problemy z alkoholem czy coś w tym stylu, ale dlatego, że nie do końca wierzyłam w moc modlitwy. Mimo to udało się i podpisałam… Przede wszystkim skłoniła mnie do tego intencja, w jakiej podpisałam krucjatę. „Wiara czyni cuda, jeśli wierzysz, że się uda” – ja wierzę i mam nadzieję, że moja modlitwa i wiara wystarczą. Myślę, że Bóg udowodni mi, że modlitwa naprawdę ma silę, a wiara czyni cuda. Za to, że poznałam świat z innej, lepszej strony, za to, że poznałam tak wiele wspaniałych ludzi, za to że mogłam przeżyć niezapomniane chwile na oazie… za to wszystko Chwała Panu. Monika W tym roku postanowiłam spędzić wakacje na oazie w Heluszu. Muszę przyznać, iż nie było mi łatwo się zdecydować, ale pod namową pojechałam. To były inne 17 dni od dotychczasowych. Przed oazą moje życie wyglądało całkowicie inaczej. Chodziłam do kościoła, bo rodzice chodzili i tak byłam nauczona. Nigdy specjalnie nie przeżywałam Mszy Św. Moja modlitwa polegała jedynie na „odklepaniu” pacierza. Nie umiałam się modlić. Nie twierdzę, że teraz umiem, ale potrafię się skupić i po prostu rozmawiać z Bogiem. Na początku ciężko było przyzwyczaić się do nowego otoczenia, sposobu życia. Muszę przyznać, że oaza dała mi bardzo wiele – nauczyłam się modlić, poznałam nowych, wspaniałych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt. Helusz to miejscowość otoczona lasami – świeże powietrze. To wszystko umożliwiało nam wybieranie się na wyprawy. Atmosfera, jaka panowała na rekolekcjach, jest nie do opisania. Wszyscy odnosili się do siebie z miłością i szacunkiem. Na oazie zrozumiałam, że może dzisiejsza młodzież nie jest taka zła, jak się ją przedstawia. Podczas tych rekolekcji najbardziej przeżyłam jedną z Mszy Św., a raczej jej koniec. Kiedy kapłan na zakończenie Eucharystii całował ołtarz, poczułam się dziwnie. Uświadomiłam sobie, że Bóg kocha mnie taką, jaką jestem. Dzięki temu wszystkiemu odnalazłam drogę do Boga. Za to wszystko – Chwała Panu! Kasia Na oazie byłam pierwszy raz. Zachęcił mnie do tego ks. Janusz. Na początku nie chciałam tam jechać, ale pomyślałam, że będzie fajna przygoda. Kilka dni przed wyjazdem chciałam zrezygnować, ale ksiądz opowiedział mi jeszcze raz o tej oazie.. Wtedy pomyślałam: czemu nie? Kiedy byłam już na miejscu i zobaczyłam jaka to jest wioska, to się załamałam. Pierwszy dzień był okropny! Zobaczyłam plan dnia. Modlitwa, modlitwa, modlitwa, spotkania w grupach... Chciałam wracać do domu. Jednak po paru dniach przyzwyczaiłam się do tego, ze wiele czasu poświęcaliśmy na bliższy kontakt z Bogiem. Zrozumiałam, że On jest bardzo ważny w moim życiu. Zbliżyłam się do Niego. Na oazie mogłam porozmawiać o moich osobistych sprawach, problemach. Animatorzy pomagali i doradzali mi w trudnych sytuacjach. Zaczęłam się więcej i inaczej niż zwykle modlić. Zrozumiałam, że moje cierpienia nie idą na marne. Mogę je za kogoś ofiarować, tak samo jak Jezus ofiarował swoją śmierć za nasze zbawienie. Kiedy wróciłam do domu, to się zmieniłam. Należę do wspólnoty oazy, chodzę o wiele częściej do kościoła niż zwykle, bardziej reaguję na czyjeś cierpienia, więcej pomagam innym. Na początku oazy żałowałam, że tam pojechałam, ale teraz z pewnością tak nie jest! Zrozumiałam, że lepiej pojechać oazę do jakiejś wioski, ponieważ można się wyciszyć i spokojnie porozmawiać z Bogiem, a w dużym mieście byłoby to raczej niemożliwe. Dominika
|
|
|
|